Ogrodnictwo to jedna z
najpiękniejszych i najprzyjemniejszych dziedzin naszego życia. Pachnące,
nasycone kolorem krzewy róż, cieniste, pełne śpiewających ptaków drzewa,
przystrzyżona, miękka jak mech trawka dająca odpoczynek, nagrzane od słońca,
ciężkie, aromatyczne pomidory, pachnący tymianek, mięta, melisa…. I zero
informacji o KODzie, Kaczyńskim, Macierewiczu i innych dopustach tego świata. A
jednak, rozmawiając z ogrodnikami, nie usłyszycie o tym, że ich róże pachną
najpiękniej na świecie, że uwielbiają polegiwać na cudnej trawce pod
zwisającymi nad nimi ciężkimi kiściami słodkich, ciemnych winogron i słuchać
śpiewu ptaków. A co usłyszycie?
Ślimaki, wstrętne ślimaki!
Pamiętam, dawno temu, kiedy
jeszcze sprawy ogrodnictwa w ogóle mnie nie interesowały i byłam w tym temacie
zielona jak agrest, nasz kolega, który miał domek z ogródkiem, opowiedział raz
o pladze ślimaków niszczących im wszystkie zbiory. Długo rozwodził się nad
szaleńczą przebiegłością tych bestii, nad ogromnymi zniszczeniami, których
dokonywały na grządkach z sałatą, nad wojną, jaką
wypowiedzieli ślimakom jego rodzice, walką nierówną i wciąż wygrywaną przez podłe mięczaki.
Pamiętam, że jego soczysta, krwista i śliska od ślimaczego śluzu opowieść zrobiła
na mnie wielkie wrażenie. Przez długi czas uważałam, że posiadanie własnego
ogródka, to jakaś wieczna wojna z różnymi obrzydlistwami i bardzo współczułam
ludziom, którzy aż tak się poświęcają dla paru główek sałaty, którą mogą kupić
w sklepie za trzy złote. Pasjonaci i desperaci, tak o nich myślałam.
Gdy kilka lat temu moi rodzice
kupili ogródek działkowy i zobaczyłam u nich dwa winniczki, wpadłam w panikę.
Przypomniała mi się opowieść kolegi i oczyma wyobraźni już widziałam całą
działkę ogołoconą do ziemi przez żarłoczne ślimaczyska, pustą, posępną, nagą ziemię,
po której poruszają się dostojnie wielkie skorupy ślimaków… Już widziałam te
tabuny Francuzów, biegnących na nasz ogródek, do swojego ślimakowego Eldorada i
zdeptujących butami Louboutina pozostałe resztki roślin.
Moi rodzice jednak
zbagatelizowali tę apokaliptyczną wizję i nie strzelali do ślimaków z granatnika.
Zostawili je w spokoju. I co? Nie stało się nic. I ślimak zjadł swoje, i dla
nas starczyło. No wiem, wiem, że to nie była prawdziwa plaga, ale…
Mniszek lekarski, krety i piękny trawnik
A powiedzcie kiedyś jakiemuś
ogrodnikowi, że ma przepiękny trawnik. Co usłyszycie? Pani! A ile to roboty!
Jak ja się namęczę z tymi mleczami! Z tymi cholernymi chwastami! Ile ja wylałem
na nie tego randapu! I nic! Dalej zarastają. A te pieprzone krety? Jakie
wstrętne kopce zrobiły? Pani patrzy tam pod wiśnią…
A czyż nie miło by było, gdyby
podczas grilla ze znajomymi nagle na kopczyku ziemia zaczęła drgać, pojawiło
się kilka dodatkowych grudek, potem szponiasta łapka i za chwilę wyjrzał czarny
łebek i powiedział do nas: Ahoj! Równy trawnik ma co trzeci ogrodnik, a ile z
nich może się pochwalić własnym kretem?
Szpaki na szabrze u szwagra
A czereśnie? Widzę te małe
drzewka z kilkoma czereśniami, oplecione w czasie owocowania przemyślnymi zwojami sieci jak Bałtyk,
jak gdyby ich czereśnie były tak wyjątkowe, że nawet za 13 zł w sklepie takich
nie kupisz. A przecież czyż nie miło poczęstować szpaka? On nie kupi sobie
czereśni w sklepie. Może z wdzięczności powyjada z działki jakieś robacze
szkodniki?
Plagi
No tak. Raz na parę lat, gdy
równowaga biologiczna zostanie zakłócona, zdarzy się coś takiego, jak plaga
(jak u kolegi plaga ślimaków). Albo warunki atmosferyczne okażą się sprzyjać
np. zgniliźnie pomidorów i zaatakuje wszystkie pomidory. I co? Nic.
Będziemy jeść ogórki albo pomidory ze sklepu. A w przyszłym roku kupimy więcej koktajlowych, które są bardziej odporne na różne paskudztwa.
A jak choroba zaatakuje
wszystkie brzoskwinie? Jak powojniki nie zakwitną? Róże zachorują? Też da się
przeżyć. A mszyca jak gdzieś przyjdzie na długoterminowe żywienie na różę, to
nie patrzeć na to, żeby serce i oczy nie bolały. Przyszła, to i pójdzie sobie.
A róża przeżyje.
Wiem, że po tym wpisie masowo
będą do mnie pisać różne firmy ogrodnicze. Będę mnie błagać, bym go skasowała,
i namawiać, żebym zareklamowała ich środki insektobójcze, chwastobójcze i
grzybobójcze. Bójcze się Boga! Nic z tego. Jestem osobą całkowicie
nieprzekupną.
O kwiatach i roślinach napisałam też tu:
Balkon dla początkujących
Kwiaty na balkonie czyli must have 2017
Pnącza na moim balkonie - pierwsze eksperymenty
Clematis na balkonie, czyli wyzwanie dla niefrasobliwej pani domu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz