wtorek, 20 czerwca 2017

Pnącza na moim balkonie - pierwsze eksperymenty

winobluszcz pięciolistkowy czy zaroślowy?
Winobluszcz pięciolistkowy czy zaroślowy?

W tym roku postanowiłam pójść krok dalej w moim balkonowym ogródku. Przestały mi wystarczać jednosezonowe kwiatki, które w grudniu lądują na śmietniku. A ponieważ wciąż marzę o gęstej gęstwinie zakrywającą zielenią wszystko, co brzydkie, więc postanowiłam posadzić sobie jakieś pnącze. Zaczęłam od spełnienia mojego kwiatowego marzenia i w tym roku odważyłam się kupić sadzonkę clematisa. Nie obyło się bez problemów.
Clematisa żywot jest niestety niepewny na balkonie niefrasobliwej pani domu. Dlatego postanowiłam dosadzić sobie jeszcze jakiegoś pewniaka. Tylko jakiego?
Bluszcz? Fajny, ale kojarzy mi się z cmentarzem i ze starymi, ciemnymi i przygnębiającymi parkami.

Winobluszcz? To moje ulubione pnącze. Uwielbiam je, tak samo jak piosenkę Grechuty „Dzikie wino”. Jesienią na zachodnim balkonie winobluszcz z pewnością pięknie przebarwi się na czerwono, ale ma jedną wadę. Na zimę łysieje, a w trakcie łysienia będzie śmiecił na balkonie.
Wiciokrzew? Jest zimozielony, ładnie kwitnie, do tego kwiaty pachną i są miododajne. Co prawda, nie wspina się po murze, ale chyba zadowoli się moją balustradą?
Znajoma Ogrodniczka zaoferowała gratis nieograniczoną ilość pędów wiciokrzewu japońskiego, więc wzięłam w ciemno.

Jak nie sadzić wiciokrzewu japońskiego?

Znajoma Ogrodniczka poradziła, by wsadzić do ziemi końcowki pędów i z pewnością się ukorzeni. Tak więc zrobiłam. Kilka krótkich pędów wylądowało w donicy. Ale jakoś nie dowierzałam tej metodzie, więc pozostałe pędy próbowałam ukorzenić babciną metodą w kieliszkach z wodą.
Cóż, mimo kilkakrotnie ponawianych prób, żadna sadzonka się nie ukorzeniła, wszystkie zmarniały. Te w kieliszkach trzymały się świetnie kilka tygodni, ale żaden pęd nie wypuścił choćby minikorzonka. Postanowiłam więc zainwestować kilka złotych w ukorzeniacz.

Tak można posadzić wiciokrzew

Zgodnie z instrukcją na opakowaniu ukorzeniacza zrobiłam małe dołki w ziemi, do każdego wsypałam pół łyżeczki tego tajemniczego pyłku. Nie mam pojęcia, z czego to się składa, bo na opakowaniu nic nie było napisane. Zaczęłam przypuszczać, że ukorzeniacz, to jakieś sproszkowane nogi pająka połączone z kwiatem paproci zerwanym przy pełni księżyca, z dodatkiem ususzonego skrzydła nietoperza i jadu węża.
Do dołka wsadziłam dwuwęzłowe sadzonki oberwane z tych, które kilka tygodni stały w kieliszkach z wodą. Kieliszki włożyłam do zmywarki i zapomniałam o nich. Na drugi dzień, gdy opróżniałam zmywarkę, usilnie starałam się przypomnieć sobie, co to za popijawa u mnie wczoraj była? Kto ukradkiem popija wódkę? W końcu z ulgą przypomniałam sobie, że pijakiem są sadzonki wiciokrzewu.
W każdym razie ukorzeniacz ze sproszkowanych nóg pająka zadziałał, co ewidentnie jest dowodem na jego magiczny skład. I moje mocno wymęczone już i rachityczne sadzonki zaczęły wypuszczać maleńkie pędy, choć roślinka się specjalnie z nimi nie spieszy i rośnie bardzo, bardzo powoli. Ale żyje. To zachęciło mnie do dalszych eksperymentów ogrodniczych (prymitywnych, co prawda, ale zawsze).

W dzikie wino zaplątani

Znajoma Ogrodniczka ma działkę, na której walczy z posadzonym tu kiedyś winobluszczem pięciolistkowym (bo go nie lubi). Co gdzieś w ziemi pojawi się mały pędzik, bezlitośnie go wyrywa. Postanowiłam więc jakiś przeoczony przez Znajomą Ogrodniczkę pęd wykopać sobie z korzeniami. Udało mi się znaleźć takie maleństwo i wkrótce wylądowało na moim balkonie, gdzie już po kilku dniach cieszyło oczy kilkoma listkami. Siła sugestii jest jednak ogromna. Znajoma Ogrodniczka traktuje winobluszcz jak chwast, i mnie się on tak zaczął kojarzyć. I choć rośnie jak szalony, jakoś przestał mi się podobać i patrzę na niego bez sympatii. W dodatku zaczęłam podejrzewać, że mój winobluszcz to winobluszcz zaroślowy, a nie pięciolistkowy. Dlaczego? Dlatego że za bardzo nie chce się czepiać ściany, jeno chwieje się na wietrze jak pijany. Jak odróżnić winobluszcz pięciolistkowy od zaroślowego? Ponoć ten pierwszy ma czerwonawe pędy, pędy drugiego są od razu zielone. A pędy mojego? Niby lekko czerwonawe, ale czy ja wiem? Trzeba też sprawdzić, czy wąsy mojego winobluszcza mają przylgi. Nie mają. No, ale dam mu szansę, może jeszcze te cholerne przylgi wykształci. Bo jak nie, to trafi tam, gdzie jego miejsce. W zarośla.
Przyszło mi też do głowy, że jednak bardziej elegancki jest winobluszcz trójklapowy i może gdzieś chyłkiem ukradnę pędzik.

Co to za dziwna roślina?

Niedaleko mojego domu na murze rośnie sobie ładne pnącze. Wielkie, gęste, imponujące, wiecznie zielone. Przepiękne. Podeszłam raz bliżej przyjrzeć się, co to jest. Roślina miała sercowate, duże i bliżej niezidentyfikowane liście, więc została sobie tajemniczym pnączem. Ale kiedyś w innym miejscu zobaczyłam ową roślinę przepięknie rozkrzewioną na wielkiej pergoli. Gdy się jej przyjrzałam, niżej, pod sercowatymi liśćmi dostrzegłam listki bluszczu. W pierwszej chwili myślałam, że to jakaś kompozycja pnączy, ale mimo starań nie mogłam się dopatrzeć, gdzie dziwna roślina rozłącza się od bluszczu. I wtedy mnie olśniło. Czyżby bluszcz miał dwa rodzaje liści? Sprawdziłam w internecie. Bingo! Eureka! Odkryłam Amerykę, he he. Bluszcz rzeczywiście ma dwa rodzaje liści. Nie rozwikłałam tylko zagadki, dlaczego nie zauważyłam tych ładnych sercowatych liści u dziko rosnącego bluszczu w parkach i lasach. Tak oto empirycznie przekonałam się, że bluszcz pospolity ma liście dwupostaciowe, co się mądrze nazywa „heterofilia” (pozornie brzmi to jak coś podobnego do homofobii). Liście u góry są sercowate, a u dołu, powiedzmy, bluszczowate. Jeśli tak ma wyglądać bluszcz, to i owszem, zmieniam zdanie, jednak mi się podoba. Dziabnęłam więc pęda, pędem do domu i do ukorzeniacza go! Z lenistwa dałam mu tymczasowe lokum z winobluszczem, jak się przyjmie, to przesadzę.

Takim to sposobem stałam się posiadaczem czterech typowych pnączy na balkonie, na razie są u mnie na etapie raczkowania.

Na podobny temat napisałam też:
Pnącza na moim balkonie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Balkon dla początkujących

Cztery lata temu stałam się szczęśliwą posiadaczką balkonu. Ponieważ zaś ciągnie mnie do grzebania w ziemi, a nigdy nie miałam ...