czwartek, 29 czerwca 2017

Clematis na balkonie, czyli wyzwanie dla niefrasobliwej pani domu

clematis, rośliny na balkonie

Generał Sikorski na moim balkonie!

Przymierzałam się do niego od dwóch sezonów, ale nie miałam odwagi. Clematis! W powojnikach podkochiwałam się od dawna, a gdy ujrzałam na targu dorodną i niedrogą sadzonkę pięknej odmiany „generał Sikorski”, powiedziałam: teraz albo nigdy! Jestem w gorącej wodzie kąpana, więc gen. Sikorski wylądował u mnie w domu (przepraszam, jeśli zabrzmiało to niestosownie), a ja tymczasem nie miałam odpowiedniego osprzętu, żeby go przesadzić.
W dodatku w internecie przeczytałam wiele sprzecznych informacji na temat ziemi do clematisa w donicy i nie wiedziałam, jakie warunki będą najlepsze dla mojego generała. W końcu podjęłam decyzję, że wsadzam go do ziemi zmieszanej z kompostem z działki (w stosunku 1:3). Donicę kupowałam w emocjach i kupiłam za małą, bo wszystkie wydały mi się takie ogromniaste! Moja niestety nie ma przepisowych 40 cm wysokości. Ale jeżeli clematis się przyjmie i polubi mój balkon, za 2 lata go przesadzę, postanowiłam. Na razie nie będę inwestować w donicę, skoro nie mam gwarancji, że powojnik nie zginie u takiej marnej ogrodniczki.

Jak nie sadzić clematisa do donicy?

Na dół donicy dałam keramzyt, ale jakieś to cholerstwo dziwne, lekkie, prawie styropianowe, niechcący zmieszało się z ziemią (mogłam położyć na niego siatkę, jak radzą ogrodnicy, mogłam, ale nie położyłam) i żałowałam, że nie nazbierałam zamiast niego jakichś kamyczków. Ze względu na wysokość doniczki (30 cm), warstwa keramzytu wyszła za mała, powojnik wsadziłam za wysoko (trochę niżej, niż rósł wcześniej, ale nie było to przepisowe 8-10 cm), i za mało na górze zostawiłam miejsca na wodę. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, ze moja miłość do kwiatów utrzyma clematisa przy życiu, skoro nie dostał przepisowych warunków.
Nadzieja niestety clematisowi nie pomogła. Choć zaczął wypuszczać nowe pędy, szybko zauważyłam, że niektóre listki na brzegach wyglądają jak popalone. Co gorsza, z dnia na dzień było ich coraz więcej.

Czy to uwiąd?

Diagnoza internetowego lekarza brzmiała strasznie: Uwiąd powojnika. Leczenie: Schnące liście wyrywać i spalić, powojnik opryskać, a najlepiej przyciąć do samej ziemi. Rokowanie: małe szanse, że coś z tego będzie. Ale jak tu przycinać powojnik, gdy wypuścił tyle nowych pędów z pączkami kwiatów? No serce boli! Zaczęłam więc wyrywać schnące liście, ale dawało to tylko taki efekt, że clematis robił się coraz bardziej łysy. Czym mój biedaczek będzie sobie fotosyntezował, pomyślałam. Przecież to obrywanie listków jeszcze bardziej go osłabi?

Może by tak potraktować go chemią?

A może opryski? Nie, nie jestem opryskliwa. To znaczy nie uznaję żadnej chemii na roślinach. Jak mszyce będą miały ochotę na jakąś roślinkę – proszę bardzo. Najwyżej wyrozumiale zostaną potraktowane wodą z czosnkiem. Przecież mszyce też coś muszą jeść i muszą żyć, żeby biedronki i mrówki miały co jeść, a te też jak wiadomo, muszą żyć, bo piramida pokarmowa itd…

W każdym razie jestem zdania, że jak się odda mszycom czy innym szkodnikom część plonów, to niewiele na tym stracimy (oczywiście, jeśli nasza działalność ogrodnicza nie jest komercyjna). Każda roślina ma swoje słabsze i lepsze sezony. Najważniejsze, by roślin mieć dużo, wtedy zawsze większa część jest zdrowa i cieszy oko. A opryski są nie fair wobec małych gości przylatujących na mój balkon. Pewnie inaczej bym gadała, gdybym miała jakąś imponującą różę, a że do tej pory mszawica zaatakowała mi tylko werbenę z przeceny za dwa złote, to jakoś przeżyłam. 

W każdym razie usuwanie chorych listków clematisowi nie pomogło. Czernieją i usychają brzegi listków, ale pędy wypuszcza wciąż nowe i one nie więdną i nie opadają, a więc, czy to naprawdę może być ten cholerny uwiąd? Podlewam chyba dostatecznie… No nie wiem, w każdym razie clematisowi coś nie do końca dobrze u mnie, choć rośnie jak szalony. 

Przyglądając się biedaczkowi dzień po dniu, zaczęłam myśleć, że jednak nie nadaję się do hodowli clematisów. Postanowiłam oddać go do adopcji na zaprzyjaźnioną działkę. Czasem trzeba umieć rezygnować z marzeń.

Jak rozplątać clematisa?

Jeszcze tylko przed oddaniem clematisa przyszło mi do głowy, że może ma za dużo słońca. Ponieważ oceniłam, że na pergoli po drugiej stronie balkonu słońca jest ciut mniej, postanowiłam przenieść clematisa. 

Zajęło mi sporo czasu roztrząsanie, co będzie łatwiejsze do zrobienia: przeniesienie ogromnej donicy razem z rośliną wplątaną w pergolę czy rozplątanie clematisa, który nie dość, że się totalnie zaplątał na pergoli, to jeszcze splątał się ze swoimi własnymi pędami. No i podjęłam decyzję. Rozplątuję clematisa. Niestety nie można było tego rozwiązać jak węzła gordyjskiego, a cholernik się tak splątał, że miałam problem. W końcu się jednak udało i wylądował tyłem do słońca. Czy tu będzie mu lepiej? Zobaczymy.

Ale po kilku dniach powojnik sobie rozkwitł na dobre. I listki jakby przestały schnąć. I nawet wplątał się w pelargonię. A niech się wplątuje, kapryśne dziecko, byleby tylko rósł na zdrowie.



powojnik, pelargonia, lobelia, clematis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Balkon dla początkujących

Cztery lata temu stałam się szczęśliwą posiadaczką balkonu. Ponieważ zaś ciągnie mnie do grzebania w ziemi, a nigdy nie miałam ...