Generał Sikorski na moim balkonie!
Przymierzałam się do niego od dwóch sezonów, ale nie miałam
odwagi. Clematis! W powojnikach podkochiwałam się od dawna, a gdy ujrzałam na
targu dorodną i niedrogą sadzonkę pięknej odmiany „generał Sikorski”,
powiedziałam: teraz albo nigdy! Jestem w gorącej wodzie kąpana, więc gen. Sikorski
wylądował u mnie w domu (przepraszam, jeśli zabrzmiało to niestosownie), a ja
tymczasem nie miałam odpowiedniego osprzętu, żeby go przesadzić.
W dodatku w internecie przeczytałam wiele sprzecznych
informacji na temat ziemi do clematisa w donicy i nie wiedziałam, jakie warunki będą najlepsze dla mojego generała. W końcu podjęłam decyzję, że wsadzam go do ziemi zmieszanej z kompostem
z działki (w stosunku 1:3). Donicę kupowałam w emocjach i kupiłam za małą, bo wszystkie
wydały mi się takie ogromniaste! Moja niestety nie ma przepisowych 40 cm wysokości.
Ale jeżeli clematis się przyjmie i polubi mój balkon, za 2 lata go przesadzę,
postanowiłam. Na razie nie będę inwestować w donicę, skoro nie mam gwarancji, że
powojnik nie zginie u takiej marnej ogrodniczki.
Jak nie sadzić clematisa do donicy?
Na dół donicy dałam keramzyt, ale jakieś to cholerstwo
dziwne, lekkie, prawie styropianowe, niechcący zmieszało się z ziemią (mogłam
położyć na niego siatkę, jak radzą ogrodnicy, mogłam, ale nie położyłam) i
żałowałam, że nie nazbierałam zamiast niego jakichś kamyczków. Ze względu na
wysokość doniczki (30 cm), warstwa keramzytu wyszła za mała, powojnik wsadziłam
za wysoko (trochę niżej, niż rósł wcześniej, ale nie było to przepisowe 8-10
cm), i za mało na górze zostawiłam miejsca na wodę. Cóż, pozostaje mieć
nadzieję, ze moja miłość do kwiatów utrzyma clematisa przy życiu, skoro nie
dostał przepisowych warunków.
Nadzieja niestety clematisowi nie pomogła. Choć zaczął
wypuszczać nowe pędy, szybko zauważyłam, że niektóre listki na brzegach
wyglądają jak popalone. Co gorsza, z dnia na dzień było ich coraz więcej.
Czy to uwiąd?
Diagnoza internetowego lekarza brzmiała strasznie: Uwiąd
powojnika. Leczenie: Schnące liście wyrywać i spalić, powojnik opryskać, a
najlepiej przyciąć do samej ziemi. Rokowanie: małe szanse, że coś z tego
będzie. Ale jak tu przycinać powojnik, gdy wypuścił tyle nowych pędów z pączkami
kwiatów? No serce boli! Zaczęłam więc wyrywać schnące liście, ale dawało to
tylko taki efekt, że clematis robił się coraz bardziej łysy. Czym mój biedaczek
będzie sobie fotosyntezował, pomyślałam. Przecież to obrywanie listków jeszcze
bardziej go osłabi?
Może by tak potraktować go chemią?
A może opryski? Nie, nie jestem opryskliwa. To znaczy nie uznaję
żadnej chemii na roślinach. Jak mszyce będą miały ochotę na jakąś roślinkę –
proszę bardzo. Najwyżej wyrozumiale zostaną potraktowane wodą z czosnkiem.
Przecież mszyce też coś muszą jeść i muszą żyć, żeby biedronki i mrówki miały
co jeść, a te też jak wiadomo, muszą żyć, bo piramida pokarmowa itd…
W każdym razie jestem zdania, że jak się odda mszycom czy
innym szkodnikom część plonów, to niewiele na tym stracimy (oczywiście, jeśli
nasza działalność ogrodnicza nie jest komercyjna). Każda roślina ma swoje
słabsze i lepsze sezony. Najważniejsze, by roślin mieć dużo, wtedy zawsze
większa część jest zdrowa i cieszy oko. A opryski są nie fair wobec małych
gości przylatujących na mój balkon. Pewnie inaczej bym gadała, gdybym miała
jakąś imponującą różę, a że do tej pory mszawica zaatakowała mi tylko werbenę z
przeceny za dwa złote, to jakoś przeżyłam.
W każdym razie usuwanie chorych listków clematisowi nie
pomogło. Czernieją i usychają brzegi listków, ale pędy wypuszcza wciąż nowe i
one nie więdną i nie opadają, a więc, czy to naprawdę może być ten cholerny
uwiąd? Podlewam chyba dostatecznie… No nie wiem, w każdym razie clematisowi
coś nie do końca dobrze u mnie, choć rośnie jak szalony.
Przyglądając się biedaczkowi dzień po dniu, zaczęłam myśleć,
że jednak nie nadaję się do hodowli clematisów. Postanowiłam oddać go do
adopcji na zaprzyjaźnioną działkę. Czasem trzeba umieć rezygnować z marzeń.
Jak rozplątać clematisa?
Jeszcze tylko przed oddaniem clematisa przyszło mi do głowy, że
może ma za dużo słońca. Ponieważ oceniłam, że na pergoli po drugiej stronie balkonu słońca jest ciut mniej, postanowiłam przenieść clematisa.
Zajęło mi sporo czasu
roztrząsanie, co będzie łatwiejsze do zrobienia: przeniesienie ogromnej donicy
razem z rośliną wplątaną w pergolę czy rozplątanie clematisa, który nie dość, że
się totalnie zaplątał na pergoli, to jeszcze splątał się ze swoimi własnymi
pędami. No i podjęłam decyzję. Rozplątuję clematisa. Niestety nie można było tego rozwiązać jak węzła
gordyjskiego, a cholernik się tak splątał, że miałam problem. W końcu
się jednak udało i wylądował tyłem do słońca. Czy tu będzie mu lepiej? Zobaczymy.
Ale po kilku dniach powojnik sobie rozkwitł na dobre. I
listki jakby przestały schnąć. I nawet wplątał się w pelargonię. A niech się
wplątuje, kapryśne dziecko, byleby tylko rósł na zdrowie.
Na podobny temat napisałam też:
Pnącza na moim balkonie - pierwsze eksperymenty
Kwiaty na balkonie, czyli must have wiosna 2017
Balkon dla początkujących
Pnącza na moim balkonie - pierwsze eksperymenty
Kwiaty na balkonie, czyli must have wiosna 2017
Balkon dla początkujących