W życiu niektórych rodziców przychodzi taki dzień, taka chwila, gdy ich latorośl, powiedzmy sześcioletnia, mówi:
– Chcę grać na skrzypcach…
Najpierw taki kaprys dziecięcia
zostaje zbagatelizowany. Wszak wcześniej słyszeliście już: Chcę latać. Chcę
fabrykę czekolady. Chcę mieć prawdziwego konia w domu. Chcę być kucykiem Pony. Więc
nie reagujecie.
Ale chęć grania na skrzypcach się
powtarza. Dostajecie gęsiej skórki, bo przypomina Wam się film „Tato”.
Wizualizujecie sobie kolejne lata spędzone na wydobywaniu z instrumentu
czystego dźwięku. Wyobrażacie sobie triumfalne zakończenie czwartej klasy, na
którym dziecię z dumą zagra w miarę czysto wlazłkotka…
I mówicie:
I mówicie:
– Tak, tak…. Pewnie… Może kiedyś…
Jednak Wasze dziecko w ogniu
pytań i manipulacji wydobywa od Was podstępem informację, że żeby grać na
skrzypcach, trzeba się uczyć w szkole muzycznej. I jego cel zostaje
ukierunkowany:
– Mamo, chcę iść do szkoły
muzycznej.
– Kochanie! – śmiejecie się
perlistym śmiechem. – Przecież ty jesteś leniwa jak bohater rosyjskiej bajki,
ten, co cały dzień siedział na piecu, i rozpuszczona jak dziadowski bicz! A w szkole
muzycznej czeka cię ciężka praca, mozolna nauka.
– Będę ciężko pracować – mówi
dziecko, nie zdając sobie sprawy z tego, że już skłamało.
– Zapisz mnie do szkoły
muzycznej.
Wpadacie w panikę. No tak, co
prawda dziecko w wieku lat czterech czysto zaśpiewało „Grande Valse Brillante”
Ewy Demarczyk. Ale od tamtej pory słuch o jego słuchu muzycznym zaginął…
Ale nagle przypominacie sobie, że
jako dzieci marzyliście, by grać na pianinie, tylko Wasza mama stwierdziła, że
macie za krótkie palce… Wylane łzy i lata grania kościelnych pieśni ze słuchu
jedną ręką na przygodnie spotkanych rozstrojonych pianinach. W tak upokarzający
sposób zmarnował się Wasz talent. Może jednak trzeba dziecku dać szansę, żeby Was
nie przeklinało do końca życia?
I przychodzi Wam do głowy pomysł,
żeby namówić dziecko na wiolonczelę. Tylko dlatego, że wydaje się Wam
łatwiejsza od skrzypiec. Tylko dlatego, że w filmie „Tato” nie było dziewczynki
grającej na wiolonczeli.
Zapisujecie dziecko na egzamin do
szkoły. Dopytujecie jeszcze w sekretariacie, czy jak się nie dostanie, będzie
można zabrać jego zdjęcie z podania…
Z wesołym uśmiechem wychodzicie z
sekretariatu, radośnie suniecie korytarzem i nagle natykacie się na pokrytych
czerwonym dywanem schodach szkoły na kobietę. W jednej ręce trzyma dziecko. W
drugiej wielki tornister. A w trzeciej ręce… tzn. na plecach jak żółw skorupę
targa wielką wiolonczelę. Dyszy i sapie, syczy i dmucha. A pot z jej czoła
kapie na czerwony dywan.
– Oo! Nie wiedziałam, że
wiolonczela jest taka duża – bąkacie zakłopotani. – Może kochanie wolałabyś
grać na pianinie, ehe? – mówicie do dziecka ze sztucznym uśmiechem.
– Na skrzypcach.
– Na pianinie.
– Dobrze – dziecko wzrusza
ramionami.
Wracacie więc do sekretariatu i
przepisujecie dziecko na pianino, czyli fortepian.
Wracacie do domu zadowoleni.
– Ale zaraz, zaraz, czy
przypadkiem pianino nie jest cięższe od wiolonczeli?
– Bez obaw! Wasze dziecko i tak
nie dostanie się do szkoły muzycznej – podpowiada wam jakiś szatański głos.
– No tak! – oddychacie z ulgą.
Ale mylicie się. Dziecko zostaje
przyjęte. Staje nad wami Widmo Kupienia Pianina…
A wracając do pytania zawartego w
tytule. Czy posłać dziecko do szkoły muzycznej? Oczywiście, gdy samo o to
prosi. Podczas dantejskich scen, które będą rozgrywać się Waszym w domu w
związku z codziennymi domowymi posiedzeniami przy pianinie, zawsze będziecie
mogli powiedzieć: Sama/sam się o to prosiłaś/łeś.
A jeśli pewnego razu Wasze
dziecko podczas ćwiczeń kopnie z całej siły to kupione w bólach pianino, a Wam
odruchowo przyjdzie ochota kopnąć Wasze dziecko, to tego nie róbcie.
Szczególnie, jeśli mieszkacie w Norwegii albo w Szwecji.
Na ten temat napisałam też:
Czy warto posłać dziecko do szkoły muzycznej?
Jak przeżyć pierwsze trzy lata w szkole muzycznej?
Na ten temat napisałam też:
Czy warto posłać dziecko do szkoły muzycznej?
Jak przeżyć pierwsze trzy lata w szkole muzycznej?
Super wpis! Ciekawe jak tam mała teraz :)
OdpowiedzUsuńPanele i podłogi drewniane