Osoby dramatu:
Słodki Niemowlaczek, wiek kilka miesięcy, nazwijmy go Zrazik.
Kot, wiek kilkanaście miesięcy o przewrotnym imieniu Myszka
(to trochę tak, jakby bardzo krwiożerczego skina nazywać Czarny, w obu
przypadkach właściciele [kota albo skina] wykazali się totalnym brakiem
empatii).
Prolog
Przed narodzinami Zrazika oczywiście w naszej rodzinie
pojawiały się pewne obawy. Związane były z tym, że po mieście chodziły słuchy, jakoby koty wykazywały dusicielskie skłonności w stosunku do maleńkich dzieci. Niby to kotek machnie
ogonkiem przymilnie, miauknie, mruknie, otrze się o nogę, a w chwili nieuwagi – hyc! I kładzie się dziecku na szyję.
Trudne początki
Obawy okazały się nieuzasadnione. Myszka od pierwszej chwili, gdy w domu
pojawił się Zrazik, traktowała go jak powietrze, a jak
wiadomo na powietrzu nie da się położyć. Przy okazji mamę Zrazika, czyli mnie,
również zaczęła olewać. Przestała mi włazić na kolana, ocierać się o nogi, podchodzić.
Po prostu traktowała nas jak zarazę morową. Kto ma kota (np. Ala), ten wie, jak boli
taka kocia, ostentacyjnie okazywana obojętność. Jak brakuje tego miękkiego
futerka na kolanach, tego mruczenia. Och, Zrazik jest słodki i cudowny, ale nie
ma futerka i nie mruczy.
Iskra nadziei
Myszka też nie wyglądała na szczęśliwą. Ewidentnie coś ją
gryzło i nie były to pchły. Coś nie do końca było w domu jak należy.
Pewnego dnia zaczęła jednak zauważać, że Zrazik wbrew pozorom nie jest przyczepiony do mnie na stałe. Otóż z jakichś tajemniczych powodów od czasu do czasu odkładam Zrazika do łóżka (tak, tak, naszego). My wiemy, że to dlatego, żeby sobie pospał, ale co myśli kot? Że Zrazik chwilowo stracił nasze względy. Jest to najlepszy moment, by wskoczyć pani na kolana i pokazywać, że pokryty przepięknym włosiem, mruczący stwór jest lepszy od takiego gołego, różowego i wrzeszczącego.
Pewnego dnia zaczęła jednak zauważać, że Zrazik wbrew pozorom nie jest przyczepiony do mnie na stałe. Otóż z jakichś tajemniczych powodów od czasu do czasu odkładam Zrazika do łóżka (tak, tak, naszego). My wiemy, że to dlatego, żeby sobie pospał, ale co myśli kot? Że Zrazik chwilowo stracił nasze względy. Jest to najlepszy moment, by wskoczyć pani na kolana i pokazywać, że pokryty przepięknym włosiem, mruczący stwór jest lepszy od takiego gołego, różowego i wrzeszczącego.
Po jakimś czasie kot zaczął też doceniać cały arsenał
niemowlęcych akcesoriów. Okazuje się on jak najbardziej dla kota przydatny:
mięciutkie łóżeczko, wygodna gondolka, przytulna spacerówka, intrygujące krzesełko
do karmienia i mnóstwo, mnóstwo cudownych polarowych kocyków, które koniecznie należy wytrwale ugniatać łapkami jak ciasto drożdżowe.
To etap, gdy kot zaczyna akceptować nowego domownika. Zrazik
wkupił się w jego łaski polarowymi kocykami.
Ostrzeżenie: Osoby nazbyt wrażliwe i te poniżej 18 lat nie powinny czytać poniższego fragmentu. Dlatego niech zamkną oczy i od razu przeskoczą do epilogu.
Niebezpieczny eksperyment
Łóżeczko niemowlęce okazało się najrzadziej używanym meblem
w naszym domu. Pewnego dnia, gdy
chciałam ułożyć rozkopaną nieco pościel, spod niej dobiegło ostrzegawcze
mruczenie, żebym przypadkiem nie wytrzepała kota podobnie jak okrywającą go kołdrę. Myszka na dobre zaanektowała łóżeczko. Znalazła sobie
kolejny azyl, schowana pod niemowlęcą pościelą.
Pewnego dnia Zrazik bawił się w łóżeczku, a ja postanowiłam
nagrać filmik. O dziwo, w kadrze nagle pojawił się kot. Wylazł spod kołdry,
nieco zaniepokojony, że ktoś rozrabia na jego terytorium.
Zrazik gdy tylko zobaczył tego wielkiego, żywego pluszaka, od
razu ruszył do niego ze swoimi niewinnymi pulchnymi łapkami. Nie
interweniowałam, pewna, że kot zaraz czmychnie. Nie czmychnął. Zrazik z lubością
złapał za kocie futro. I zaczął ciągnąć. Już chciałam interweniować, ale
zdziwiła mnie totalna bierność kota. Nikt go nie przytrzymywał, mógł uciekać,
gdzie pieprz rośnie. Zrazik złapał za kocie ucho. Pociągnął. Myszka nic, patrzyła tylko na mnie wymownie, mówiąc wzrokiem: „No zabierz w końcu tego potwora z
mojego łóżeczka”. Zrazik natarł na koci ogon. Myszka patrzyła na mnie spokojnie z oczekiwaniem na moją stanowczą reakcję. Reakcji brak. Kot obrócił się do Zrazika
ostentacyjnie tyłem. Wtedy Zrazik z całą niemowlęcą energią zatopił swoje dwa
nowiutkie ząbki w kocim pośladku. O, nigdy żadna blendowana marchewka tak mu nie
smakowała!
Chwię później kot odszedł wolnym, dostojnym krokiem, z wysoko
podniesioną głową. Jego mowa ciała mówiła: „Dobrze, ustąpię temu potworowi.
Zrobię to jeden jedyny raz. Ale pamiętajcie, że to moje łóżeczko i jeszcze tu
wrócę!”.
Filmiku nie udostępniam z tego względu, że Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami po jego obejrzeniu odebrałoby mi prawa do opieki nad
kotem, a sąd prawa do opieki nad dzieckiem. Tak, w napisach końcowych owego
filmiku zdecydowanie nie mogę umieścić formułki, że żadne zwierzę nie ucierpiało w trakcie jego realizacji. W końcu odtwórczyni roli głównej ugryzła kota w zadek.
Epilog
Natomiast z dobrych wiadomości: Myszka okazała się
masochistką, bo następnego dnia wskoczyła mi na kolana, kiedy trzymałam
Zrazika. Z tego względu pod choinkę kupię jej „50 twarzy Greya”.
A więc na pytanie zawarte w tytule, czy relacja kot - niemowlak to love czy
hejt, odpowiadam: Zdecydowanie love. Miłość. Miłość do polarowych kocyków. Na
kocyki. I kaszanka.
PS. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami i Rzecznika Praw
Dziecka uspokajam. Od tamtej pory nie dopuszczam do jakichkolwiek sparingów
kocio-niemowlęcych.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń