Jestem grzecznym kotkiem, a jak od czasu do czasu wszamam sobie trochę zieleniny, to świat się nie zawali. |
Gdyby komuś przyszło do głowy, że
jestem profesjonalnym albo przynajmniej przykładnym ogrodnikiem, to proszę to sobie
wybić z głowy. Piszę ogrodowe porady po to, aby tchnąć ducha w najbardziej
niepewnego siebie, beznadziejnego i leniwego ogrodnika amatora. Pocieszyć go i
wesprzeć. Naprawdę, przy minimum nakładu sił i olewaniu 80 proc. ogrodowych
porad z internetu i poradników coś ładnego i tak powinno nam wyrosnąć.
Dzisiaj chciałam napisać, jak
moje trzy pnącza przetrwały zimę na balkonie, czyli jak zdały test na
mrozoodporność.
Przede wszystkim odpowiedzmy
sobie na pytanie: jak je zabezpieczyłam. Otóż wcale ich nie zabezpieczyłam! Nie
będę się tu tłumaczyć trudną sytuacją zdrowotną czy też rodzinną. Wszak wykonanie
drewnianej skrzyni wypełnionej styropianem nie powinno sprawić trudności nawet
niefrasobliwej pani domu. Ale niefrasobliwa pani domu miała do roboty
ważniejsze rzeczy. A biorąc pod uwagę, że mieszkam niemalże na polskim biegunie
ciepła, postanowiłam zaufać zimie. I w tym roku nas rozpieszczała, ach jak
rozpieszczała! Zero jakiegokolwiek mrozu aż do marca. Z zadowoleniem myślałam,
jak to mój powojnik przeżyje sobie zimę tak zwanym psim swędem. No, ale w marcu
jak, za przeproszeniem, dopieprzyło… Dwie fale kilkunastostopniowych mrozów to
było za wiele nie tylko dla powojnika, ale i dla bardziej wytrzymałego na zimno
wiciokrzewu. Ech życie…
Co by tu dzisiaj sobie zjeść? |
Wiciokrzew japoński
Mianowicie mój wiciokrzew w marcu
zaczął się okrywać świeżym wiosennym listowiem, które cieszyło oko do pierwszej
fali mrozu. Po niej niestety pnącze wyglądało jak mocno przeterminowana mieszanka
sałat w plastikowej torebce z Lidla…
Na szczęście, gdy zaczęło się
robić cieplej, okazało się, że nie wszystkie pędy przemarzły. Jeden okazał się
szczególnie silny i rósł sobie, zaczął wypuszczać listki, rozkrzewiać się. Wyrósł całkiem spory, niestety nie zakwitł. Obecnie
jest regularnie podgryzany przez kotkę. W dodatku nasz czterołapy ogrodnik
doniczkę z rośliną uznał za pełnoprawny koci tron do obserwacji gołębi i
godzinami w niej wysiaduje. Dlatego dół rośliny jest taki łysy.
Powojnik
Przy pielęgnacji powojnika „gen.
Sikorski” na przełomie marca i kwietnia należy usunąć suche pędy. Mój wszystkie
miał kompletnie suche, więc został obcięty na zero.
Pod koniec kwietnia z nikłą
nadzieję oczekiwałam, że może jakiś mały pędzik przeżył i coś z niego będzie. Najpierw
ukazała się mięta, którą w tamtym roku wsadziłam, by powojnik miał zacieniony
dół, tak jak lubi. Potem wyrósł jakiś minipęd, ale został zagłuszony przez
miętę i ledwo dycha. Więc hodowla powojnika okazała się klapą. Za to mam bujną hodowlę mięty w dużej donicy.
Winobluszcz
Winobluszcz wykazał największą
mrozoodporność. Niestety, nasz koci ogrodnik uwielbia go radośnie obgryzać,
więc roślina raczej nie osiągnie gigantycznych rozmiarów. Poza tym patrząc jej pędy niechętnie czepiające się pergoli, żałuję, że nie wsadziłam
pięknego trójklapowego winobluszczu, co niniejszym zamierzam uczynić.
Obecnie winobluszcz został
przeniesiony do góry ze względu na kociego skrytożercę.
Wnioski
Podsumowując, oprócz mrozów i lenistwa balkonowym roślinom nie sprzyja przygarnięcie bezdomnego kotka. Kotek uwielbia moje pnącza, ale gustuje też w bratkach i nie pogardzi szkodzącym ponoć tym zwierzętom pelargoniami. Raczej więc powinniśmy wybrać – albo hodowla kotów albo roślin.
Na podobny temat napisałam jeszcze tu:
Pnącza na moim balkonie - pierwsze eksperymenty
Bratki - balkonowe czekadełko