Ach te okna...
Znowu będzie o oknach, mam nadzieję, że się z tego kiedyś wyleczę. Nie mogliśmy się zdecydować, czy malować okna na biało, czy zostawić kolor drewna. Nie chcieliśmy bowiem szpecić kamienicy. Nie jest ona wielce urodziwa, co prawda, ale nasi wszyscy sąsiedzi mają okna białe i w klasycznym, nawiązującym do oryginalnego kształcie, a więc drewno by się odznaczało niekoniecznie pozytywnie. Postanowiliśmy więc zrobić okno od ulicy białe, od strony mieszkania zostawić niemal gołe(o Boże!) drewno. Pomysł ściągnęliśmy od jednej bardzo ładnej pani, która ma bardzo ładne mieszkanie z oknami skrzynkowymi.
Malowanie okuć i ram
Problem był z okuciami, bo ładna pani mówiła, że pomalowane wyglądają brzydko, a niepomalowane jej pordzewiały. Jest na to metoda (pokrycie politurą), ale nie mogliśmy sobie z niej skorzystać, bo niektóre klamki były mocno zniszczone i brzydkie. Więc trzeba było malować. Aj, jak się tego bałam! (Ładna pani, mówiła, że brzydko to wygląda). Ale wybraliśmy kolor farby do metalu o wiele obiecującym odcieniu „młotkowym” (nawet piosenka o tym była: "A gdybym był młotkowym"), znanej marki na H.
Ramy zewnętrzne mamy więc pomalowane farbą akrylową, a od strony wewnętrznej idzie wodorozpuszczalny lakier do drewna w kolorze ciemny dąb. Kolor po to, by ujednolicić nierówny kolor naturalny drewna i trochę go ochłodzić, bo ten naturalny, choć piękny, jednak wydał mi się zbyt ciepły.
No i dziś widzieliśmy efekt. Rama wygląda bardzo ładnie (okucia też), aczkolwiek nie wiem, czy nie za ciemna. No i żal mi jednak tego naturalnego koloru. No, ale poszło.
Wizyta u szklarza
A potem mieliśmy wizytę u Szklarza z naszej dzielni. A pan Szklarz obiecująco powiedział, że to okno wytrzyma drugie sto lat, my go trzymamy za słowo, ale raczej nie sprawdzimy, chyba że negatywnie (tzn. jak wytrzyma pięć). Wizyta u Szklarza bardzo sympatyczna, ponarzekaliśmy na ciężki los ludzi pracy w tym kraju i rzemieślników. Ja jestem gorącym poplecznikiem rzemieślników, bo umieją zrobić coś, czego ja nie umiem, a poza tym lubię, jak czyjaś praca ma wymierny efekt. Płacisz, ale coś otrzymujesz w zamian. W przeciwieństwie do pracy urzędników.
Ponarzekaliśmy też z panem Szklarzem na pracę policji, która zamiast gonić żuli z naszego podwórka, goni staruszki handlujące na ulicy i rowerzystów. I pan Szklarz opowiedział właśnie taką anegdotkę, jak to na największym targu w mieście policja „zaatakowała” babulę sprzedającą grzyby przed wejściem. No i pan Szklarz powiedział, że kupił od niej od razu cały towar, żeby corpus delicti zjeść, tym samym ratując staruszkę przed konfiskatą towaru. Ponarzekaliśmy też na prowadzenie się 16-letnich dziewcząt na podwórkach naszej (naszej przyszłej) dzielnicy i ogólnie na całym świecie. Była to sympatyczna wizyta, ale najbardziej podobało nam się, że pan Szklarz chwalił nasze okna. Czy przypadkiem nie wciskał nam kitu?
O oknach skrzynkowych napisałam też tu:
Okna skrzynkowe - czy warto podjąć się renowacji?
Okna skrzynkowe po czterech latach użytkowania
O oknach skrzynkowych napisałam też tu:
Okna skrzynkowe - czy warto podjąć się renowacji?
Okna skrzynkowe po czterech latach użytkowania